Snufkin- wstęp do książki
Wielu z ludzi dookoła mówi do mnie, czy też pisze…
Napisz książkę! To musiałby być hit…
Snufkin- wstęp do książki. No i napisałem wstęp. Mam nadzieję, że spodoba Ci się, a jak jesteś akurat pracujesz w wydawnictwie jakimś to szepniesz o mnie dobre słowo.
Czy wręcz przeciwnie. Krytyka mile widziana (wszystkich was zablokuje- a co mi tam)
Snufkin
Siedząc na starym krześle, gdzieś w mieszkaniu budowanym systemem “Wielkiej płyty” usłyszał, jak znów ktoś napierdala w okno kamieniami.
Ciekawe, kogo znowu niesie.– pomyślał, po czym wstał, aby zerknąć przez firanki. Firanki były standardowe. Pewnie pamiętały czasy świetności Gierka, a kto wie czy nie Gomułki.
Ogólnie nie przelewało się w domu. Mimo tego, że miał 13 lat jego ręce znały już smak pracy. Łapał się wszystkiego, co pozwalało zebrać mu trochę pieniędzy. Przecież ma siostrę młodszą, która nie może przejść przez wszystko to co on. Nie ma ojca, ale sam postanowił nim po części być. Pod koniec sierpnia prac na polach było od groma, więc to był dobry moment, aby odłożyć na używane książki. Szkoła przecież niebawem się zaczyna, a on ma stary plecak, kilka zeszytów w których dało się wyrwać kilka stron i udawać, że są nowe. No i najważniejsze. Piórnik po ojcu.
Zerknął z okna na drugim piętrze, aby sprawdzić o co chodzi. Na dole stał jego dobry znajomy, z którym nie raz dorabiał zbierając złom. Mimo tego, że mieszkał w tej mieścinie dopiero półtora roku to jego ekstrawertyzm pozwolił mu zaaklimatyzować się dość dobrze. Miał wielu znajomych wśród których uznawany był za tego, który zawsze miał gorsze ubrania i nie posiadał gadżetów na czasie, jednak z drugiej strony był bardzo zorganizowany, pomocny i silny. Właśnie siłą nadrabiał złośliwe komentarze w swoim otoczeniu. Pierwszym jego uczynkiem w szkole po przeprowadzce była rozmowa z kuzynem, który doradził mu znalezienie “tego największego” i spranie go na kwaśne jabłko. Tak też Marek uczynił.
Otwarcie okna tak aby kit, który i tak był już nadszarpnięty zębem czasu nie wypadł z kolejnego miejsca było dość problematyczne. Okno uległo w końcu. Choć aluminiowa klamka jeszcze bardziej się obluzowała i z myślą, że po raz kolejny będzie trzeba ją dokręcić na twarzy nastolatka zawitał uśmiech.
-Czego tam Kiser?- zapytał spoglądając na swojego przyjaciela.
– Dawaj jest sprawa.- wydarł się rzucając kamień w stronę trawnika, który najwyraźniej miał być kolejnym, który poleci w stronę okna na drugim piętrze czteropiętrowego bloku.
Tyle wystarczyło. Jak zwykle rozumieli się prawie bez słów. Marek już wiedział, że trzeba się przebrać w ubrania, których nie szkoda wyrzucić. Miał takich ubrań kilkanaście. Wyciągnął ze starej dwudrzwiowej szafy niegdyś białą reklamówkę z urwanym uchem, aby szybko się przebrać. Było ciepło, więc ubrał tylko koszulkę z dziurą pod pachą i krótkie spodnie robocze zdobyte swego czasu od znajomego, który pracował w Zieleni Miejskiej.
-Wychodzę Młoda. Będę wieczorem.- rzucił do swojej siostry, która akurat przerabiała szlaczki zadane przez brata na kartkach z jego starych zeszytów.
Yhm. Zobacz brat. Staram się.- pokazując swoje prace pochwaliła się patrząc z dumą w oczach.
-Pokaż jak Ci idzie.- zabierając jedną z kartek od swej podopiecznej podciągnął temat. – No ładnie. Rysuj szlaczki, bo skończysz jak brat.
-Dobrze. Narysuję wszystkie, a później mi zrobisz literki?
-Pewnie. Zrobię Ci literki. Jak chcesz coś zjeść to w kuchni jest kukurydza zrobiona. taka jak lubisz z masełkiem.- Powiedział Marek do siostry.
-Yhm.- z zadowoloną miną Gosia mruknęła.
Kukurydzę Marek zrobił kilka chwil wcześniej. W końcu był czas zbiorów, a żaden gospodarz u którego on pracował nigdy mu nie odmówił wzięcia kilku sztuk do plecaka, aby były w domu. To nic, że kilka sztuk dziennie sprawiło iż wszędzie w domu była kukurydza. Jakby nastolatek miał wtedy czas, to spokojnie mógłby napisać książkę kulinarną “Kukurydza na 1001 sposobów”.
Po ubraniu starych trampek, które już dawno powinny trafić do śmietnika wybiegł na plac uprzednio zerkając jeszcze raz w stronę siostry. To właśnie dla niej to wszystko robił. Nikt mu nie kazał tego robić, a jednak on czuł, że musi sprawić wszystko, aby w domu było lepiej. Przecież ma tylko jego. Może i matka pracuje w służbie zdrowia, ale co z tego, kiedy pieniądze zarobione idą na opłaty i przelew. Piła dość sporo i zapewne była jedną z tych osób, które śmiało mogły się mierzyć ze starymi rosyjskimi alkoholikami znad Sybiru w piciu na czas, lub ilość.
Ojciec dawno zdał sobie sprawę, że matka się puszczała na dyżurach. To wynikowa picia na dyżurach. Mimo tego, że był dobrym człowiekiem w tamtych czasach nie sposób było, aby ojciec zabrał dzieci ze sobą. Sądy z góry stwierdzały, że pobyt z rodzicielką- nawet tą najgorszą- jest lepszy od przebywania z jej mężem w myśl zasady, że matkę ma się jedną, a ojców można mieć wielu. To też sprawiło, że się poddał i w poszukiwaniu szczęścia wyemigrował na śląsk.
-Co tam?- zapytał Marek po zwyczajowym przybiciu piątki ze swoim przyjacielem.
-Znalazłem kable… Taakie plecionki miedziane. kasy jak lodu, ale trzeba zakombinować.
-Gdzie jest haczyk?
-Kable są w pawilonie, a tam wciąż ten spożywczy jest otwarty.
-Luzik. coś się wymyśli.
-Wiesz- z gestem triumfu na twarzy rzekł Kiser- Mój ojciec robi w energetyce. Wiem, gdzie w piwnicy chowa swoje zapasowe ogrodniczki- te niebieskie z napisem “Energetyka”.
-No i teraz to pasuje. Pani Zosia ze sklepu i tak jest ślepa jak kret. Nie raz mnie nie poznawała jak w drzwiach stawałem. Trzeba tylko mówić inny głosem i może się udać.
-I właśnie dlatego uwielbiam z Tobą robić.- zakończył kompan, po czym odwrócił się na pięcie w stronę swojej klatki.
-No to dawaj.- odrzekł Marek spoglądając w stronę swojego okna w bloku.
Wchodząc do piwnicy oboje czuli ekscytacje. To nie była ich pierwsza “akcja” i już nie raz mieli bieg krótkodystansowy uciekając przed policją. Nigdy ich za długo nie gonili, bo prędzej czy później i tak zazwyczaj któryś się napatoczył na komisariacie “do wyjaśnienia” czy też szybkiego wpierdolu. Ile razy oboje usłyszeli, że czeka ich poprawczak? Tego nikt nie liczył. Nigdy jeden drugiego nie wsypał, nigdy się na sobie nie zawiedli. Czasem był jeszcze z nimi Wargas. Trzeci kompan, który tak jak Marek nie miał lekko w domu. Kiser natomiast po prostu lubował się w adrenalinie, jaką mu dostarczało zarabianie pieniędzy na jego własne przyjemności.
Wchodząc do piwnicy poczuli ten sam zapach co zwykle. Odchody szczurów, szczochy żuli i zapach sfermentowanych przetworów. Nic się nie zmieniło w tej kwestii od dawien dawna. Nikt oczywiście się tym nigdy nie przejmował. Schodząc w dół w labiryncie komórek lokatorskich doszli w końcu do jednej z ostatnich w najdalszej części lewego korytarza, która była własnością państwa Kleciów.
-Ja pierdole jaki tu masz syf. Jak zwykle, a miałeś niby posprzątać.
-No wiem, wiem. Miałem ogarnąć, ale stary znowu wrócił z roboty najebany i trzeba było go udobruchać, aby łaskawie się położył.- odparł Kisser lekko zniesmaczony.
Po chwili poszukiwań w jednej z trzech reklamówek Marek dostał od przyjaciela ubrania robocze jego ojca. Nie były pierwszej świeżości, jednak do misji jaką sobie ustalili tego dnia nadawały się te niebieskie ogrodniczki idealnie. Z racji takiej, że Zdzisław był dość wielkim mężczyzną z lekkim brzuchem po założeniu ich na siebie musiał sporo się namęczyć, aby wyglądały na nim w miarę dobrze.
-Podwiń jeszcze raz te nogawki.- odpalił Michał stylista mody.
-Dzięki za info. Sam bym za chuja na to nie wpadł.- odsapnął już lekko zmęczony Marek, z lekką pogardą w głosie. Podwijanie nogawek, regulowanie pasków na szelkach i założenie pod to jeszcze flanelowej koszuli przy duchocie jaka panowała w ten dzień było dość dużym wyzwaniem dla osoby, która miała ledwie trzynaście wiosen na swoim koncie.
-Jak to się uda to będzie hit sezonu. Oby nikt nas nie przyczaił.
-Spoko. Damy radę. Jak nie my to kto?- odrzekł Marek motywująco. Potrzebował tego, bo bał się, że znowu wpadną jak przy ostatniej ich akcji, kiedy nieśli na złom kawałek szyny i kilka śrub kolejowych. Jedzenie samo się nie kupi przecież.–No pewnie, że my!- zamykając komórkę odrzekł Kisser.
Wychodząc z piwnicy modlili się oboje o to, aby nikt znajomych ich nie widział. Pieniądze lubią ciszę. Nie potrzebowali widzów, znawców, ani kolegów w tej chwili. Czuli, że przy sprzyjającym szczęściu uda się im dziś wieczorem zanieść parę kilogramów miedzi na skup.
Doszli do pawilonu ku ich zdziwieniu bez problemów. O godzinie 15.30 zazwyczaj pani Zosia już się krzątała do zamknięcia swojego małego sklepiku między ladą, a zapleczem.Dzień Dobry, energetyka. Jest mała awaria i nie będzie prądu przez najbliższe kilka godzin. Prosimy o zabezpieczenie towaru, aby się nie zepsuł.- lekko niższym głosem wymamrotał Marek.
-Dobrze, dziękuję.- odparła właścicielka bez spoglądania na oszusta.
Wychodząc młody, przyszywany pracownik firmy państwowej nie krył zdziwienia.
-Kurwa udało się?- zapytał Kisser schodząc z przyjacielem po schodach prowadzących do sklepiku.
-Tak… Nie wierzę w to. Masz ten mały łom przy sobie aby wejść tam do tej rozdzielni?
-Pewnie. Spokojnie mam to pod kontrolą.- odrzekł kompan, po czym przez krzaki, które były wokół pawilonu udali się na tyły budowli.
-Rozwal to badziewie- powiedział Marek pokazując na starą, zardzewiałą kłódkę dzielącą ich od potencjalnego dobrobytu.
– Się robi mistrzu.- wyciągając trzydziestocentymetrowy łom z nogawki Michał podszedł do drzwi, które nawet z takim zabezpieczeniem nie stanowiły dla nich problemu. Nie przeszkadzały im sąsiadujące bloki. Jak to zwykli mawiać “na przypale, albo wcale” wdarli się do pomieszczenia, gdzie była główna rozdzielnia na cały pawilon.
– Zamknij te drzwi, aby nie było lipy.- mądrze zauważył Marek.
– Toć wiem. Idiotą nie jestem. Bierz żarówkę.
Opuszczając wszystkie możliwe wajchy w rozdzielni wciąż nie mieli pewności, czy aby na pewno są bezpieczni i mogą przystąpić do działania.
-Na chuj mi ta żarówka i te kabelki?
-Kiedyś widziałem jak ojciec tak sprawdzał czy jest prąd. Patrz.- wyciągając rękę po fanty Kisser zaszeptał.- To się owija tu, drugi się owija na tym zwoju i masz darmową probówkę.
-Sprytne. I jak to się sprawdza?- zapytał Marek odbierając narzędzie BHP.
-Przykładasz do jednej aluminiowej szyny i łączysz z każdą inną drugim kablem. jak żarówka się zapali to mamy coś źle zrobione.
O patrz. Nie świeci.- zaaferowany tester pokazywał kolejne połączenia.-I tak też nie, I tak…- dodał kończąco.
-A sprawdź jeszcze tą i tą- pokazał Michał ostatnie możliwe połączenie.
Marek i Kisser testując ostatni raz rozdzielnię usłyszeli tylko dźwięk pękającej żarówkii i zobaczyli rozbłysk światła.
-Kurwa oślepłem! Ja umrę!- wykrzyczał w panice na cały głos Marek.
Mam nadzieję, że dało się to przeczytać, i zaciekawiły Cię dalsze losy bohaterów. Ja już wiem, co się wydarzy w dalszej części… o ile siądę i napiszę ją. Wszystko zależy od Ciebie. Daj mi znać co o tym myślisz, a jeżeli jesteś ciekaw/a co tam u mnie to zapraszam na Facebook.
Masz temat, a może chcesz, abym nawiązał współpracę? Śmiało dawaj >TUTAJ<
Na dziś to tyle. Przepraszam za popełnienie wstępu i życzę Ci miłego dnia. Byle do weekendu!
Pozdrawiam Serdecznie